Każda historia ma gdzieś swój początek. Początkiem naszego wszechświata był - przynajmniej w teorii - wielki wybuch. Ludzkości - Adam i Ewa. Kury zaś jajko. Ewentualnie na odwrót. Jak tam komu wygodniej do tego podejść. Historia moich pierwszych oszczędności zaczęła się na dobre kilka lat temu. Jest ona powiązana z pewną książką i towarzyszem, który szedł ze mną - krok w krok - przez wiele lat.
Ten wpis będzie - jak do tej pory - chyba najbardziej osobistym ze wszystkich jakie pojawiły się na blogu. Bezpośrednio będzie on dotyczył pierwszych oszczędności do jakich doszedłem sam w dorosłym życiu. Chce pokazać Ci tę historię, ponieważ świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że takich osób jak ja - albo w podobnej ówcześnie sytuacji - jest cała masa. Może Ci ona również służyć jako ostrzeżenie i pomóc w podjęciu dobrych decyzji. Bo najlepiej uczyć się na cudzych błędach 😉
W poprzednich wpisach wspominałem o tym, że w momencie kiedy nasz budżet jest mocno na minusie - czyli wydajemy więcej niż zarabiamy - należy zastosować ostre cięcia swoich wydatków. Mówiąc konkretniej trzeba zacisnąć pasa. Naszym priorytetem staje się zdobycie dodatkowej gotówki aby pokryć nasze wierzytelności. To jest bardzo ważny krok. Bez jego wykonania - niestety - nie poradzimy sobie i zaczniemy pogrążać się co raz bardziej w zadłużeniu. Tego pragniemy uniknąć za wszelką cenę.
Jeszcze gorzej jest tylko wtedy, gdy zdajemy sobie sprawę z tego, jak jest beznadziejnie, ale popełniamy dalej te same błędy. Nie wyciągamy wniosków ze źle podjętych decyzji i wciąż brniemy w zaparte. Świetnie odnoszą się do tego słowa Alberta Einsteina:
"Szaleństwem jest robić wciąż to samo
i oczekiwać różnych rezultatów”
Tego Pana nie trzeba nikomu przedstawiać po prostu geniusz 🙂 Także przejdźmy do historii.
Dzieckiem będąc
Jak w każdej opowieść musi być najpierw prolog. Ten bezpośrednio dotyczy mojego dzieciństwa. Będąc małym chłopcem - no może nie tak bardzo małym bo pamiętam "metodę na Azorka" 😉 - umiałem oszczędzać jakoś tak bezwiednie. "Umiałem" to chyba za dużo powiedziane. Bardziej to polegało na zasadzie, że nie wydawałem posiadanych pieniędzy. Można powiedzieć, że kasa "trzymała" się moich małych rączek 😉 Teraz to tak zabawnie brzmi, ale tak to po prostu wtedy wyglądało. Przychodziło mi to tak jakoś naturalnie i nie musiałem się do tego specjalnie przykładać.
Dostając w prezencie jakąś gotówkę potrafiłem ją "chomikować" w swojej skarbonce. Wyjeżdżając na kolonie lub obozy zdarzało mi się przywozić część pieniędzy i wydawać je w rodzinnym mieście. Nawet drobne, które dostawałem za pójście do sklepu z zakupów potrafiłem zbierać przez dłuższy okres czasu na bliżej nie określony cel. Można by powiedzieć, że byłem swego rodzaju "sknerą" 😉 Małą wersją pewnej kaczki, o której były kiedyś wielkie komiksy. Wiedziałem ile mogę wydać i się tego bardzo mocno trzymałem. Przypadkiem, żeby nie za dożo na raz 😉 Niestety gdzieś z czasem ta moja umiejętność zanikła. Tak jakby się ulotniła. Z dość "oszczędnego" dziecka przeszedłem w rozpuszczającego "hajs" nastolatka. Nie ma to jak bunt dojrzewającego młodzieńca 🙂
Moja historia
Muszę się do czegoś przyznać. Mówię to teraz dość otwarcie, ponieważ mam już za sobą etap gdzie było mi najzwyczajniej w świecie wstyd. Nie zmienia to faktu, że do pewnego czasu była to sprawa, którą dość skrzętnie ukrywałem przed całą moją rodziną. Bardzo mocno się z tym kryłem i dopiero od niedawna rozmawiam z nimi o tym otwarcie. W końcu do tego dojrzałem. Nie mniej mając teraz 30 lat - a wcześniej dwadzieścia parę - mieszkając osobno i samemu się utrzymując kryłem się przed swoimi rodzicami z paleniem papierosów.
Taka mała dygresja. Jeśli mogę dodać oczywiście coś na swoją obronę 😉 Część z moich znajomych dalej to robi 🙂 Ukrywa przed rodziną i najbliższymi fakt tego, że pali papierosy. Wielokrotnie rozmawiałem z nimi na ten temat i zawsze pojawiają się te same słowa: bo jest nam po prostu głupio tak przy nich zapalić. W zasadzie sam tak mówiłem będąc jeszcze palaczem. Gdzieś w nas siedzi dalej to dziecko, które kryje swoje niecne występki przed rodzicami i całym światem. Spowodowane jest to chyba tym, że jest nam najzwyczajniej w świecie głupio. Nie chcemy sprawić im przykrości. Chyba w dużej mierze dlatego, żeby nie odnieśli wrażenia, że źle nas wychowali. Wspomnę od razu, że u mnie w domu nikt nie palił, a i mnie parę razy dostało się za palenie. Niestety nałóg był silniejszy niż zdrowy rozsądek i tak trwał sobie latami.
Nałóg
Wracając do mojego uzależnienia. Paliłem dość długo bo około 13 lat. Przez ten okres - z małą półroczną przerwą - przeszedłem chyba przez wszystkie stadia bycia palaczem. Jeśli w ogóle można w ten sposób o tym mówić. Zaczynałem od 1-2 papierosów na tydzień. Następnie przerodziło się to w 2-3 papierosy dziennie. Można rzec, że z czasem co raz mocniej "staczałem" się w swoim uzależnieniu. Żegnając się z paleniem kończyłem na paczce do półtorej na dobę. Owszem, gdzieś tam przewijała się myśl, żeby rzucić palenie. Nawet żartując sobie z tego trochę to następowała ona zawsze pomiędzy przygaszeniem jednego papierosa a odpaleniem drugiego. W końcu przecież "rzuciłem" 😉
Pierwszy papieros
Teraz tak sobie myślę jaki głupi kiedyś byłem. Do tej pory pamiętam dzień, w którym zapaliłem pierwszego papierosa. Miałem wtedy jakieś 13-14 lat i trafiłem do nowej szkoły. Nowe otoczenie i nowi ludzie. Każdy z nas był młody i świetnie zdaje sobie sprawę, że trafiając w nowe miejsce człowiek chce się dopasować do grupy w jakiej się znalazł. Oczywiście nie chce się wybielać ani nic z tych rzeczy. Nikt mnie nie przymusił do tego, żebym zapalił pierwszego "fajka". To była moja - świadoma, nieświadoma - decyzja. Właśnie od tego momentu zaczęła się moja "przygoda" z papierosami.
Zaciekawiony wpisem? Jeśli tak to dołącz do mojego newslettera, aby zawsze być z nimi na bieżąco 🙂 Zaczekaj to jeszcze nie wszystko - dodatkowo otrzymasz DARMOWEGO e-booka pomagającego oszczędzać pieniądze 🙂
Palaczem będąc
I tak trwała sobie ona przez okres gimnazjum, później szkoły średniej. Wybieganie ze szkoły przy -15 byle by zapalić. Bo wiecie - do toalety zawsze mógł wpaść nauczyciel i nikt nie chciał mieć przypału. Na studiach to już każda przerwa była poświęcona na "dymka". Nie wspomnę o pracy. Bo tam to dopiero miałem high life. Nie miałem praktycznie żadnych ograniczeń jeśli chodzi o wychodzenie na papierosa. Także swobodnie mogłem dysponować swoim czasem przeznaczając go pomiędzy wykonywane obowiązki a "obowiązkowe" dymki. Czasami nawet łącząc obie te czynności. Nie wiedzieć czemu, bo za każdym razem dym ulatniający się z tlącego papierosa wpadał mi w oczy i strasznie mi one łzawiły. Cóż, nie przeszkadzało mi to jednak palić dalej.
Rodzice
Wrócę jeszcze do tematu rodziców. A to rodzicie nie czuli, że paliłeś? Spodziewam się, że gdzieś może pojawić się takie pytanie 😉 Powiem szczerze, że na pewno to czuli. Teraz jestem o tym wręcz święcie przekonany. Dopiero po odstawieniu papierosów i "przeczyszczeniu" nosa świeżym powietrzem dotarło do mnie jaki to jest olbrzymi smród. Wręcz nie wyobrażalny. Nie da się go ukryć w żaden sposób. Nie wspomnę o zapachu z rąk czy ust, ale sam zapach z ubrań był wręcz odrzucający. Na pewno czuli ode mnie zapach papierosów. I byłem za to karany.
Problemem była jednak moja natura nastolatka - jak wszyscy wiemy ten okres w naszych życiach zazwyczaj jest dość burzliwy. Dostało mi się parę razy "po łapach" za palenie. Były groźby, prośby i kary. Z tego miejsca nie mogę powiedzieć, że nie starali mi się przemówić do rozsądku. To było jednak uzależnienie i jako takie było silniejsze niż ich słowa. Nie mówiąc o zdrowym rozsądku. Po każdej "łapance" próbowałem się tylko lepiej kryć i tuszować ślady swojego nałogu. Byłem w tym dość kreatywny.
Motywacja
A co mnie przekonało żeby rzucić palenie? Proste pytanie - prosta odpowiedz. Kasa. No może nie w tak dosłownym sensie. My palacze - pozwolę tak o sobie mówić - świetnie zdajemy sobie sprawę ile pieniędzy "przepalamy". Dodatkowo nie przekonuje nas "ględzenie" osób nie palących ile to nam idzie z dymem pieniędzy. Do tej pory pamiętam jak zbywałem obiekcje takich person na temat tego, że jakbym tyle nie palił to bym coś tam sobie mógł kupić. W takiej sytuacji automatycznie odpowiadałem, że przecież Ty nie palisz i też tego nie masz. True story. Te słowa padały trochę z przekory a trochę po złości. Dotarłem jednak do punktu, w którym moje palenie było dla mnie co raz większym finansowym kłopotem.
Musiałem pokrywać koszty własnego utrzymania - czyli wynajętego mieszkania, wyżywienia, mediów. Doszły do tego raty oraz dodatkowe opłaty za auto, które kupiłem. W tym wszystkim trzeba było znaleźć jeszcze pieniądze na swój nałóg. Nie znałem wtedy tych wszystkich sztuczek, o których wspominałem do tej pory we wpisach. Także w prostych słowach "żyłem ponad stan". Wydawałem więcej niż mógł wytrzymać mój budżet. Po za tym - przyznam się do tego - nie prowadziłem go wtedy w żadnej formie. Nawet prostego spisywania wydatków. Nic. Żyłem od pierwszego do ostatniego. Mogło to doprowadzić tylko do jednego punktu.
I wiecie co? Widząc to wszystko nawet go nie przeczuwałem. Albo inaczej. Zdawałem sobie sprawę z tego, że pieniądze mi się kończą a jednak dalej postępowałem jak do tej pory. Bez większego zastanowienia i refleksji. Oczekując chyba jakiejś mitycznej zmiany. Tylko jak ona miała nadejść jak ja sam jej nie szukałem i nie chciałem wyjść jej na przeciw. Patrząc na to teraz, to zachowywałem się dość bezmyślnie. Widząc kurczące się zasoby gotówki nic z tym nie robiłem. Idealnie nadaje się do tego wspomniany przeze mnie wcześniej cytat.
Jak tego dokonałem?
W banalny sposób. Jednocześnie tak trochę na przekór. Wcale nie zakładałem, że rzucę palenie. Nie do końca to była taka świadoma decyzja na zasadzie - ok biorę się za swój nałóg i od teraz nie palę. Raz tak próbowałem. Nic to nie dało a tylko chodziłem cały dzień w nerwach. Jeszcze mocniej się wkurzyłem gdy się dowiedziałem, że kolega, który miał ze mną rzucać po prostu mnie wyrolował. Ja cały dzień praktycznie wytrzymałem bez papierosa, żeby pod jego koniec dowiedzieć się, że on sobie palił normalnie. A mogłem wtedy wytrwać w swoim postanowieniu... Wracając jednak do tego sposobu. Delikatnie rzecz ujmując z czystej przekory wziąłem się za pewną książkę, którą miałem od znajomego ze studiów. Palacza takiego samego jak ja. Dzięki Ci Wojtek, że się nią ze mną podzieliłeś 🙂
Z resztą nawet nie byłem do niej specjalnie przekonany. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że zanim się za nią zabrałem to minęło dobrych kilka lat. Czemu nie przeczytałem jej wcześniej? Z perspektywy czasu wnioskuje, że to był zwykły strach. Wewnętrzna obawa przed tym, że mogę coś stracić. Coś wartościowego... Jakąś część siebie - jeśli można tak powiedzieć. Nie żałuje jednak tej decyzji. Jestem wręcz przekonany, że żaden palacz też nie będzie jej żałował jeśli się uwolni ze szponów tego nałogu.
Możesz się zapytać ile trwało to moje rzucanie? Nie skłamię Cię, jeśli Ci powiem, że w momencie gdy skończyłem czytać tę książkę to przestałem palić. Tak. Skończyłem czytać książkę i praktycznie 13 lat palenia papierosów stało się dla mnie jedynie historią. Od tego momentu nie zapaliłem ani jednego papierosa - choć moim znajomym do tej pory zdarza się mnie częstować. Chyba siłą przyzwyczajenia. Ewentualnie chcą mnie sprawdzić 😉 Ta zmiana nastąpiła z dnia na dzień. Praktycznie z godziny na godzinę. Przestałem palić i jedynie co to ogarnęła mnie niepohamowana niczym radość 🙂
Wspomagacze
Odniosę się jeszcze do samego rzucania palenia. W trakcie czytania książki nie stosowałem żadnego wspomagacza jakie są powszechnie dostępne w aptekach. Wręcz przeciwnie - odniosłem wrażenie, że czytając tą książkę zacząłem nawet palić więcej. Coś jakbym chciał to zrobić na zapas. Każdy palacz wie, że się tak nie da. Z każdą przeczytaną stroną wydawało mi się, że paczka szybciej znika. Kończąc książkę miałem praktycznie świeżo otworzoną nową. I najlepsze jest to, że pracując w ówczesnym miejscu została ona przeze mnie porzucona. Po prostu położyłem ją na półce i sobie ona tam została. Z czasem moi palący współpracownicy się nią zaopiekowali - żeby mnie przypadkiem nie kusiło. Tak przynajmniej twierdzili 😉
Ile kosztował mnie nałóg
Wracając do liczb czyli tych bardziej namacalnych dowodów. W końcu jesteśmy na blogu o finansach osobistych 🙂 W momencie rzucenia palenia policzyłem sobie - już tak bardziej dla siebie - że paląc półtorej paczki dziennie przez okres około 360 dni w ciągu jednego roku "przepaliłem" mniej więcej 6400 złotych. Niezła kwota co? Powiem szczerze, że mi trochę szczęka opadła jak zdałem sobie sprawę dokładnie ile na ten nałóg przeznaczyłem pieniędzy. Bo to nie jest tak, że ja nie wiedziałem na co przeznaczam swoją kasę.
To był taki zakup dnia codziennego. Jak bułki czy mleko. Szedłem do sklepu i przy okazji kupowałem paczkę papierosów. Coś jak kupno paczki chipsów. Ewentualnie dwie bo wieczorem była impreza. Niestety teraz nie jestem w stanie obliczyć ile pieniędzy przez cały okres trwania nałogu puściłem z dymem. Po pierwsze dlatego, że na przestrzeni tych wszystkich lat ceny papierosów szły tylko w górę. Po drugie - sam nałóg nie od razu zamienił się w paczkę papierosów dziennie. Nie mniej sama ta kwota z jednego tylko roku, to była kupa pieniędzy, którą - w głupi sposób - "ulotniłem" ze swojego portfela.
Pierwsze oszczędności
Rzucenie palenie było takim "uciętym" wydatkiem, który od razu przyniósł mi efekty. Nagle, z każdego miesiąca pojawiało mi się ekstra ponad 300 złotych na koncie. Jak na zasadzie dodatkowej "fuchy" tylko, że nie musiałem wsadzać w to żadnego wysiłku. I wiecie co? To było ekstra uczucie. Taka wewnętrzna radość i duma, która mnie rozpierała od środka. Taki mój mały sukces. Początek nowego rozdziału w moim życiu. Wręcz wolności. Takie myśli krążyły mi po głowie od momentu, w którym uwolniłem się od tego zbędnego balastu.
Dodatkowo
Wraz z pieniędzmi szły również i inne "oszczędności". Przede wszystkim te poczynione na moim zdrowiu. Już się tak szybko nie męczyłem jak kiedyś. Sprint na przystanek nie doprowadzał mnie do zadyszki i wrażenia, że się duszę. Wejście po parunastu schodach nie było już najmniejszym problem. Pozbyłem się porannego kaszlu jak u gruźlika. Mówimy tutaj ciągle o młodym facecie, który wtedy miał jakieś 25-26 lat. Groza.
Po za tym. Tak pachnącego świata to na prawdę jak żyję nie pamiętam 🙂 Serio. Zapach świeżego chleba z masłem. Strasznie mocno mi to utkwiło w pamięci. Tak bardzo przytępił mi się zapach i smak przez te wszystkie lata nałogu. To było wręcz niebywałe bogactwo kulinarnych doznań, których ponownie stałem się częścią. Byłem w ten euforyczny sposób nastawiony do świata chyba ze 3 tygodnie, zanim na dobre przyzwyczaiłem się do nowego otoczenia.
Często też zdarzały mi się pytania o to czy przytyłem. Jest to chyba taka zmora osób, które rzuciły palenia. Chcąc zająć czymś ręce po prostu się podjada. Teraz tak z perspektywy czasu raczej nie zauważyłem jakiegoś drastycznego skoku wagi. Nawet jeśli złapałem gdzieś ten kilogram lub dwa ekstra to nawet tego nie zauważyłem. Nie było to dla mnie wtedy jakimś znaczącym problemem więc nie szczególnie do tego przykładałem wagę.
Od tego się zaczęło
Rzucenie palenia zapoczątkowało pozytywne zmiany w moim życiu. Pominę sprawy związane ze zdrowiem. W ten właśnie sposób zacząłem oszczędzać już tak bardziej na serio. Na pewno nie tak jak teraz - bo zanim do tego "dorosłem" minęło jeszcze trochę czasu - ale właśnie od tego momentu zacząłem budować swoją finansową przyszłość. Jeden z wielu poczynionych do tej pory. Z czasem dopiero poznałem takie pojęcia jak poduszka finansowa czy budżet domowy. Bezwiednie jednak zacząłem prowadzić swoje pieniądze tam gdzie ja chciałem. Nadając im odpowiedni kurs, który wcześniej był dyktowany moim nałogiem. Trwa to po dziś dzień i uważam, że rzucenie palenia było tym symbolicznym startem budowy mojego finansowego zaplecza.
Książka
Jaką magiczną księgę przeczytałeś? Nie jest to żaden tajemniczy manuskrypt czy papirus z dna Nilu. Zwykła książka napisana przez takiego samego palacza jakim ja wtedy byłem. Nazywa się - uwaga bo może to być zaskoczenie - "Prosta metoda jak skutecznie rzucić palenie" (link afiliacyjny). Nic dodać nic ująć. Autorem tego bestsellera jest Brytyjczyk - Allen Carr. Facet, który - sam się do tego przyznał na jej łamach - palił po 60 papierosów dziennie. Dla mniej wtajemniczonych - to 3 paczki papierosów na dobę. Zwróćmy uwagę na to, że trzeba jeszcze kiedyś spać. Ta liczba sama w sobie przeraża. Opisał w niej krok po kroku w jaki sposób rzucić palenie. Rozłożył przyczyny i skutki niepowodzeń z tym związanych oraz odniósł się do tego czemu w ogóle sięgamy po papierosy.
Jeśli jesteś palaczem i chcesz się uwolnić ze szponów tego nałogu to możesz śmiało kupić tę książkę. Na pewno po jej przeczytaniu pozbędziesz się swojego uzależnienia od nikotyny. Mnie ona pomogła. Gorąco Ci ją z tego miejsca polecam bo wiem jak ciężko samemu się wyrwać ze szponów tego nałogu. Jeśli nie jesteś palaczem, a masz kogoś w otoczeniu kto nim jest to mu ją zamów. Niech to będzie prezent dla niego i jego zdrowia.
Zbędne koszty
Liczę na to, że ten artykuł zmobilizuje Cię do szukania w Twoim budżecie domowym zbędnych kosztów. Mogą to być różne rzeczy. W moim przypadku były to papierosy, których wyeliminowanie pozwoliło mi stanąć na nogi i zacząć odkładać na przyszłość. Znalezienie i wyeliminowanie zbędnego balastu z Twojego budżetu może dać Ci niezbędny w tym momencie zastrzyk gotówki. Ewentualnie może to być nowy początek w budowie Twojej niezależności finansowej. Ważne aby zrobić ten pierwszy krok. Wyrwać się z matni powtarzanych czynności i zawalczyć o swoją finansową przyszłość.
Mocno trzymam za Ciebie kciuki 🙂
Powodzenia.
Linki do powiązanych artykułów
- Ile kosztuje dziecko? Podsumowanie rocznych kosztów utrzymania mojego syna
- Jak mądrze uzupełnić budżet domowy
- Długi - jak sobie z nimi radzić
- Krok 1 - budowa poduszki finansowej
- Finansowy poradnik noworoczny
- Jak zostać prawdziwym łowcą promocji?
- Efekt Latte – czyli jak oszczędzać na drobnych wydatkach
- 101 łatwych sposobów na oszczędzanie pieniędzy
- Fundusz celowy - co to takiego?
- Odroczona gratyfikacja a oszczędzanie pieniędzy
- Jak zmotywować się do oszczędzania?
- Błędy poznawcze czyli jak zdarza nam się podejmować finansowe decyzje
Cześć! Mam na imię Jakub, ale wolę jak się mówi do mnie Kuba. Na co dzień pracuje na etacie (niezwiązanym z tematyką bloga), ale za to w nocy, gdy nikt nie patrzy - walczę ze złymi nawykami finansowymi oraz zmęczeniem, bo kto ma małe dziecko, ten wie, jakie to stawia przed nim wyzwania 😉 Dzięki temu nietypowemu hobby (mowa o finansach oczywiście 😉 ) zostałem bohaterem w naszym domu. Zresztą jak wiadomo - nie każdy heros musi nosić pelerynę 😉 Czytaj dalej
Mogą Cię zainteresować
Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.
Zostaw komentarz