"Cześć Aga, wiesz jaki Budapeszt jest piękny o tej porze roku?" W ten sposób moja żona zaczęła rozmowę przez telefon. "Nie, nie wiesz? Ja bym Ci powiedziała, ale też nie wiem. Może krótki urlopik poza sezonem?". I od takiego krótkiego pytania zaczęła się nasza ostatnia przygoda.
Przybyłem, zobaczyłem i … z chęcią zostałbym na dłużej. Zdecydowanie dłużej, niż tylko na weekend 🙂 Tak bardzo urzekł mnie Budapeszt. Choć muszę powiedzieć, że miałem pewne obawy co do tego miasta. Były one pewnie wynikiem mojego researchu na jego temat. I uczciwie Wam muszę powiedzieć - część treści w sieci się ze sobą pokrywa
a część (na szczęście 🙂 ) nie.
We wpisie będę się starał skupić tylko na tych dobrych cechach Budapesztu choć przewrotnie zacznę od wad tego miasta 😉 Nawet pomimo faktu tego, że mi się ono bardzo podobało. Ma taki swój styl i klimat 😉 A za widoki to mógłbym - nie dokończę co 😉 - bo zapierają dech w piersiach 🙂 Z resztą zobaczycie kilka fotek z Budapesztu to sami ocenicie czy warto zwiedzić to miasto czy nie. Więcej zdjęciowych publikacji pojawi się również na moim Instagramie, na który serdecznie zapraszam 🙂
Dlaczego Budapeszt?
W sumie - bo czemu nie 🙂 Stolicę Węgier wybraliśmy (wraz z małżonką) w dość przypadkowy sposób 🙂 I pisze to człowiek, który na co dzień ma wszystko zaplanowane i wypisane 😉 Ok, trochę źle to ująłem w słowa. Zaplanowaliśmy sobie z żoną, że chcemy pojechać na krótki city break. Jednak z początku celem samego wyjazdu nie był Budapeszt.
Wiedzieliśmy jedynie jaki mamy budżet wyjazdowy i to, że chcemy spokojnie dojechać i wrócić do rodzinnego miasta. Z tego też powodu od razu skreśliliśmy loty samolotem. Poszukiwania naszego celu podróży ograniczyliśmy tylko do miast, do których można dostać się autokarem (link afiliacyjny). Z tego też względu ilość docelowych metropolii zdecydowanie nam zmalała a wśród nich pojawił się - między innymi - Budapeszt. Drugim ważnym dla nas czynnikiem była odległość i czas trwania podróży. W tej kategorii również pojawił się Budapeszt 😉 No może nie na najwyższym stopniu podium, ale jednak 😉
I w sumie w trakcie tej eliminacji i takich ogólnie luźnych rozmów w temacie wycieczkowym padło jedno pytanie. I tak jak się domyślacie związane było ono właśnie
z Budapesztem 🙂
A, że jego zadanie (tego pytania oczywiście) jednocześnie zgrywało się z akceptowalnymi przez nas cenami biletów to wystarczyło przyklepać temat 🙂 Poza tym:
- żadne z nas nigdy nie było w Budapeszcie,
- z relacji znajomych wynikało, że jest to całkiem spoko miasto,
- przystępne ceny w samej metropolii (pomimo, że liczone w tysiącach 🙂 ),
- bliskie nam kulturowo państwo (Polak-Węgier i tak dalej 😉 ),
- a jednocześnie trochę odległe 😉
Także po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw jeszcze mocniej się nakręciliśmy na to, aby zrobić sobie krótki urlop właśnie w stolicy Węgier.
Kim jest Aga?
A kim jest Aga z zajawki wpisu? To moja siostra cioteczna, która odbierając telefon od mojej żony niczego się nie spodziewała 😉 W kilka sekund po odebraniu połączenia zostało jej postawione pytanie: Czy jadą z nami do Budapesztu? 😉 Bo oprócz niej samej zabrał się z nami Maciej - jej mąż 🙂
Po jeszcze krótszym namyśle - bo nie było się nad czym zastanawiać 😉 - padła decyzja, że jadą z nami. Albo my z nimi, ale o tym zaraz 🙂
Termin
Musieliśmy jeszcze między sobą dogadać termin naszego krótkiego wyjazdu do Budapesztu. A, że zbliżał się początek maja to automatycznie majówka odpadała. Było to w dużej mierze spowodowane kosztami wynajęcia odpowiedniego lokum. O dziwo na Węgrzech dobrze wiedzą co się odbywa w maju u nas w kraju i ceny zakwaterowania (delikatnie rzecz ujmując) poszybowały w górę. Z tego też powodu postanowiliśmy przesunąć wyjazd o tydzień i dopiero w następny weekend wybrać się do Budapesztu. Dzięki temu ceny się unormowały i spadły do akceptowalnego przez nas poziomu.
Ej, ale co się stało z autokarem? Na tym etapie przygotowań postanowiliśmy, że autokar zastąpimy prywatnym autem. Po pierwsze jadąc do Budapesztu musielibyśmy przesiadać się w Krakowie. Wiązało się to z odczekaniem kilku dobrych godzin na docelowy autokar. Po drugie ceny biletów za cztery osoby (po ich zsumowaniu) pokrywały zakup paliwa, winiet i prywatnego ubezpieczenia wyjazdowego (link afiliacyjny). A dzięki decyzji o zamianie środka transportu zyskaliśmy niezależność, dzięki której nie traciliśmy czasu na czekanie 🙂
Mieszkanie
Zostało nam jeszcze do zorganizowania odpowiednie lokum. Jak już pisałem w jednym wpisie - o tutaj - krew sknery w rodzinie jest silna 🙂 Tym razem objawiła się w mojej siostrze ciotecznej i smykałce do odnajdywania tanich mieszkań 🙂 Skorzystaliśmy z usług Airbnb (link afiliacyjny) dzięki czemu znaleźliśmy (a raczej znalazła nam właśnie ona 😉 ) odpowiednie lokum. Na tyle odległe od centrum, że cena była dla nas ok, ale na tyle niego blisko, że nie straciliśmy wiele czasu na to, aby dotrzeć do interesujących nas zabytków na własnych nogach. Standard nam odpowiadał a i niedaleko znajdował się całkiem znany wszystkim dyskont 🙂 Nic więcej nie było nam potrzeba. A i nawet dopisało nam szczęście. Przez cały okres wyjazdu auto stało praktycznie pod naszym nosem 🙂 Czapki z głów Aga 🙂
Zaciekawiony wpisem? Jeśli tak to dołącz do mojego newslettera, aby zawsze być z nimi na bieżąco 🙂 Zaczekaj to jeszcze nie wszystko - dodatkowo otrzymasz DARMOWEGO e-booka pomagającego oszczędzać pieniądze 🙂
Obawy
Wrócę w tym miejscu do obaw jakie miałem przed tym wyjazdem i tego czy się one sprawdziły czy też nie. I z ręką na sercu muszę przyznać, że to co jest napisane w niektórych częściach internetu jest prawdą. I sami na pewno szybko się o tym przekonacie, gdy tylko postawicie stopę na budapesztańskiej ziemi.
Śmierdzi
Bo jak tylko wysiądziecie ze swojego środka transportu to poczujecie bardzo charakterystyczny zapach. No nie będę owijał w bawełnę. Po prostu w Budapeszcie śmierdzi. I nie to, że ciągle. My się o tym przekonaliśmy dopiero wtedy, gdy weszliśmy do (powiedzmy) centrum miasta a termometr zaczął wskazywać dwadzieścia kilka stopni na plusie. Co powoduje ten zapach? Nie wiem. Gdzieś we wspólnych rozmowach ustaliliśmy, że może być to przyczyną zabetonowania całego miasta i braku trawników dla psów. Wiadomo w jakiej sprawie są one im potrzebne 😉 Także pupile budapeszteńczyków załatwiają się na ulicy. I o ile nie spotkaliśmy żadnej “grubszej” (od tak sobie leżącej) "sprawy" to każda inna była już nagminna.
Mało zieleni
Jak już jesteśmy przy budapesztańskich pupilach. Kolejną rzeczą, która mocno rzuca się w oczy jest bardzo mała ilość terenów zielonych w samym mieście. Po prostu ich nie ma albo są ograniczone do trawniczka pół metra na pół metra. A jak tej zieleni jest już trochę więcej, to zaraz jest ogrodzona albo poprzecinana betonowymi dróżkami. Nie to żeby nie było jako takich terenów zielonych wcale. Co to to nie, ale odniosłem wrażenie, że jest ich zdecydowanie za mało. Za to jak już są to klękajcie narody 🙂 Ale o tym trochę niżej.
Papierosy
Pewnie część z Was wie (część pewnie nie 😉 ) kiedyś paliłem papierosy - klik. I chyba zostało coś we mnie z tego palacza bo bardzo szybko jestem w stanie wyczuć w otoczeniu dym papierosowy. To teraz sobie wyobraźcie co musiałem czuć będąc w Budapeszcie. To miasto pali jak smok 😉 Na każdym kroku widać było palaczy. Dosłownie wszędzie. W kawiarniach, barach, przy sklepach itd. Nie wiem czy moje przewrażliwienie na tym punkcie jest już takie, że ich po prostu widzę czy to samych palaczy jest tam tak dużo i tak mocno rzucają się w oczy. To po prostu widać albo - żeby jeszcze lepiej to określić - czuć 😉
Trochę syf
Jak już przy papierosach jesteśmy. Widać je także leżące na ulicach. Pomimo tego, że władze Budapesztu starają się pewnie utrzymywać czystość to jakoś tak im to chyba nie do końca wychodzi. Poza tym jak zwrócicie uwagę na zdjęcia umieszczone we wpisie same elewacje budynków też nie należą do najbardziej zadbanych. W połączeniu z petami i różnymi śmieciami leżącymi na ulicach można by wywnioskować, że Budapeszt jest mocno zaniedbanym miastem. Na szczęście dotyczy to w dużej mierze bocznych uliczek bo na głównych arteriach jest już zdecydowanie lepiej 🙂
Gołębie
Jak do tej pory gołębie nie specjalnie mi przeszkadzały 😉 Może to być dziwne, ale uznawałem je za już taką trochę naturalną część miasta. To w Budapeszcie poziom mojej irytacji tymi ptakami wzrósł o 300%. No nie dało się zjeść w spokoju langosza bo taki jeden gołąb z drugim zaraz pakował swój dziób w mój posiłek. I żeby się jeszcze bały jak się ruszysz czy coś. Ale nie, siadały przy stopach i zbierał wszystko co mogło Ci upaść. I to tak zajadle, że aż byłem w szoku, że tak się da.
Chlor
I na koniec taka mała wzmianka na temat samej wody, która płynie w Budapeszcie z kranu. Jest bardzo mocno chlorowana. Ale to tak mocno, że po jej zagotowaniu w czajniku dalej było go czuć. Już pierwszego dnia kupiliśmy kilka litrów wody w butelkach tylko po to, aby móc sobie na spokojnie ją zagotować na kawę lub herbatę.
Ale…
Znacie tą frazę, że to co znajduje się przed “ale” się nie liczy? 😉 To w przypadku Budapesztu można ją spokojnie zastosować. To co napisałem wyżej jest prawdą. Jest, ale po tych kilku dniach od powrotu z Budapesztu te wspomnienia są już na tyle blade, że zacierają się pod wpływem tego co jest super w tym mieście.
Kamienice
Nie jestem architektem, ale według mnie kamienice, które są w całym Budapeszcie (albo przynajmniej w tej części w której myśmy byli) są po prostu piękne na swój sposób. Każda jest inna, niepowtarzalnie ozdobiona i prezentująca się niesamowicie. Pomimo tego, że ich elewacje nie są zadbane to prezentują się rewelacyjnie. Olbrzymia ilość rzeźb, gzymsów, balkonów itd. robi wrażenie. Z resztą we wpisie jest kilka zdjęć to pokazujących. Mnie to po prostu urzekło.
Klimat
Jak wspomniałem o samych kamienicach to aż szkoda nie wspomnieć o klimacie panującym w całym mieście. Po prostu jest - z braku lepszego słowa powiem, że - swojsko 🙂 Czuć płynącą historię z otaczającej nas przestrzeni. Widać ją i poniekąd czuć. Nie jestem najlepszy w opisywaniu takich rzeczy, ale byliśmy pod takim wrażeniem całego klimatu jaki wylewa się z każdego zakamarka, że ciężko to opisać. Trzeba naprawdę pojechać i przejść się tymi uliczkami, żeby poczuć to o czym teraz piszę 😉
Ludzie i ich podejście
I nie wiem czy ten klimat jest tylko dziełem otaczającej nas architektury. Myślę nawet, że przyczyniają się do tego sami mieszkańcy Budapesztu. Spacerując między nimi widać było taki - dosłowny - luz od nich bijący. Zawsze uśmiechnięci, mili i po prostu uprzejmi. I to nie tylko w knajpach czy restauracjach, ale nawet na ulicy.
Wszystko pod nosem
Wracając jeszcze do architektury i zabytków nas otaczających. To miasto jest stworzone do zwiedzania. Praktycznie wszystkie większe zabytki można odwiedzić po prostu spacerując. My tylko raz skorzystaliśmy z transportu miejskiego i to dokładnie metra dla samego doświadczenia go 🙂 Poza tym jednym razem, wszędzie chodziliśmy na piechotę i nie ma z tym większego problemu. Pomimo tego, że komunikacja publiczna jest na super poziomie (tutaj jest aplikacja mobilna oraz strona internetowa, z której można korzystać i szukać połączeń 😉 ) to zwiedzanie na piechotę - według mnie oczywiście - pozwala po prostu zobaczyć więcej.
Zielono mi
Wspomniałem, że jest mało terenów zielonych, ale jak już są to rewelacyjnie zrobione. I dokładnie takie samo miałem odczucie przechodząc przez most Małgorzaty i kierując się na wyspę o tej samej nazwie 🙂 Całość tego swoistego “parku” jest nastawiona na odpoczynek, sport i rekreację. Można tam znaleźć niewielki stadion sportowy, ścieżki do biegania (w ogóle tam cały czas ktoś biega 😉 ), ścieżki rowerowe, drążki do street workoutu i super widoki 🙂 Zwłaszcza przy fontannie gdzie odbywają się pokazy światła i "tańczącej" wody. Chyba wszyscy sobie odbili brak zieleni w centrum i skupili się na zagospodarowaniu zielonej wyspy 😉 Co im się świetnie udało.
Coś oprócz tego?
Co się jeszcze mocno rzuca się w oczy w samym Budapeszcie? Wiecie co - wszędzie są salony fryzjerskie 🙂 Naprawdę. Na każdym rogu i na każdej ulicy znaleźć można salon fryzjerki lub kosmetyczny. Jest tego od groma i w pewnym momencie odnieśliśmy wrażenie, że nie ma tam nic innego tylko sami fryzjerzy 😉
Drugą taką rzeczą, która rzuciła mi się w oczy była olbrzymia ilość samochodów hybrydowych. Zdaje sobie sprawę, że to może być złudne ponieważ jestem fanem takich technologii, ale ilość zielonych tablic rejestracyjnych (te są zarezerwowane właśnie dla takich aut) była olbrzymia. Osobne tablice są też zarezerwowane dla taksówek. Które na wzór nowojorskich są żółte 🙂 (i taksówki i rejestracje) Powiem szczerze, że fajnie to wygląda 🙂
Poza tym całe miasto było obklejone plakatami zachęcającymi do uczestnictwa w masie koncertów. I to nie byle jakich grup muzycznych czy wokalistów. W czasie, w którym byliśmy na wycieczce plakaty reklamowały koncerty takich zespołów jak Black Eyed Peas i Scorpions. Znalazł się tam nawet sam Iggy Pop 🙂 Wszystkie te imprezy miały się odbyć w krótkich odstępach czasu. Także jak ktoś jest fanem muzyki to może warto zwrócić swoje uszy właśnie w stronę Budapesztu 😉
No i ta masa pomników 🙂 Są one wszędzie i na każdym rogu. Co plac lub skwer to pomnik innej historycznej postaci. Nie spodziewałem się tego, ale jest ich bardzo dużo. I do tego są bardzo ładnie wkomponowane w otaczającą zabudowę 😉
Co warto zobaczyć?
Tak się skupiłem nad opisywaniem swoich wrażeń, że zapomniałem prawie na śmierć napisać kilka słów na temat tego co warto zobaczyć w samym Budapeszcie 😉 I wcale bym nie skłamał jakbym powiedział, że jak tylko człowiek wyjdzie z domu to zaraz natknie się na coś ciekawego. Bo tak po prostu jest 😉 I to wcale nie trzeba jeździć i kluczyć gdzieś po mieście, można spokojnie zrobić wycieczkę idąc od jednego miejsca do drugiego 🙂
Budynek parlamentu
Chyba najbardziej charakterystycznym miejscem w Budapeszcie jest parlament 🙂 Piękna i neogotycka zabudowa. Gmach, aż tryska przepychem i to dosłownie bo do jego budowy zużyto 40 kilogramów złota, pół miliona kamieni szlachetnych i 40 milionów cegieł. Te liczby robią wrażenie 😉 Poza tym wizualnie prezentuje się fenomenalnie. Dodatkowo po zmroku jest pięknie podświetlony. Z resztą jak cały Budapeszt 😉
Kościół Macieja i Baszta Rybacka
To jest jedno z tych miejsc, które przebija się na tle innych już z daleka. Położony na wzgórzu zamkowym kościół Macieja oraz Baszta Rybacka jest świetnie widocznym punktem z praktycznie każdego miejsca w Budapeszcie. Piękny kościół w którym koronowani byli władcy Węgier. W podobnej zabudowie co wcześniej wymieniony parlament. A obok znajduje się świetnie zachowana i utrzymana Baszta Rybacka. Rozciąga się z niej fenomenalny widok 🙂
Zamek
Praktycznie naprzeciwko parlamentu, na wzgórzu znajduje się zamek królewski. Można do niego dotrzeć idąc po murach obronnych od strony Kościoła Macieja i Baszty Rybackiej 🙂 I jak tylko się do niego człowiek zbliży to widać, że mieszkał tam kiedyś jakiś król 😉 Piękne ogrody, fontanny oraz rzeźby wypełniały praktycznie cały obszar. Do tego dochodzą świetnie utrzymane mury obronne, po których można swobodnie chodzić. Idealna atrakcja dla każdego kto lubi takie klimaty 🙂
Góra Gellerta, cytadela i Pomnik Wolności
Nad samym miastem wznosi się wzgórze Gellerta. Wzięło ono swoją nazwę od biskupa zabitego przez pogan. Według legend i przewodnika, który ze sobą mieliśmy został on zrzucony ze szczytu w drewnianej beczce. Oprócz samego pomnika na górze Gellerta znajduje się też Statua Wolności mająca upamiętniać wszystkich Węgrów, którzy zginęli w obronie ojczyzny.
Bazylika św. Stefana
Piękny kościół znajdujący się praktycznie w centrum miasta. Prawdziwy kolos i chyba największa świątynia w Budapeszcie 🙂 W środku zapierające dech ozdoby i wykończenia. A z samej kopuły (na którą można wejść) rozciąga się wspaniały widok na praktycznie całą stolicę.
Co mogę jeszcze polecić?
Oprócz tych powyższych zabytków myślę, że warto zobaczyć jeszcze kilka innych miejsc 🙂
Na pewno atrakcją samą w sobie jest przejazd metrem 🙂 A zwłaszcza żółtą linią. Poza tym jest to najstarsze metro w kontynentalnej części Europy 🙂 Uruchomione już w 1896 roku. A jaki w nim klimat panuje 🙂 Dodatkowo jest dość płytko umieszczone pod ziemią a same wagoniki mkną szybami bardzo blisko ścian tunelu 😉
Z racji tego, że Budapeszt dzieli się na Budę i Peszt (jak nasz Wars i Sawa 😉 ) Obie jej części łączy, aż 10 bardzo charakterystyczne mostów 🙂 Myśmy byli jedynie przy 3 z nich i kolejno jest to most:
- Małgorzaty (to nim dostanie się człowiek do zielonych płuc Budapesztu 😉 ),
- łańcuchowy (znajduje się praktycznie naprzeciwko wzgórza zamkowego),
- Elżbiety (znajduje się u podnóża góry Gellerta).
Oprócz tych dwóch bardzo charakterystycznych budowli sakralnych, które wymieniłem wcześniej można bez kłopotu (trochę mimochodem 😉 ) zwiedzić jeszcze kilka innych kościołów. Idąc od strony mostu Małgorzaty w stronę Baszty Rybackiej natkniemy się na aż 4 tego rodzaju budowle. Każda inna i według mnie jedna ładniejsza od drugiej 🙂 Tak naprawdę wystarczy się rozejrzeć i na pewno trafi się na każdą z nich 🙂
No, ale czym byłoby zwiedzanie obcego miasta bez pięknych widoków? A ukształtowanie terenu w Budapeszcie temu najnormalniej w świecie sprzyja. Ilość miejsc w których można się zatrzymać i zacząć robić zdjęcia jest olbrzymia i chyba każdy fotograf-amator znajdzie coś dla siebie 🙂
Co jedliśmy?
Oprócz takiego zwykłego zwiedzania planowaliśmy również spróbować odrobinę lokalnej kuchni. A, że Węgry kojarzą się przede wszystkim z papryką, gulaszem z papryką i langoszem (on już nie musi być z papryką 😉 ) to nie było innej opcji jak po prostu spróbować tego wszystkiego będąc na wyjeździe. Przed wyjazdem trochę poszperałem na TripAdvisor (link afiliacyjny) i udało mi się znaleźć kilka fajnych miejsc 🙂 Z resztą chodząc od jednej atrakcji do drugiej człowiek bardzo szybko robi się głodny 🙂
Gulasz
Jedną z bardziej charakterystycznych potraw dla kuchni węgierskiej jest właśnie gulasz. I to nie byle jaki gulasz i na pewno nie taki jaki znamy u nas w kraju 😉 Ten, na który my się natknęliśmy za pierwszym razem był złożony z - hmm jakby to powiedzieć - wszystkiego 🙂 Nie brakowało w nim móżdżku, wątróbki itp. podrobów. Szczerze? To ja spasowałem i nie podjąłem się wyboru tego (na pewno pysznego) dania 😉 Wolałem iść w nieco bardziej bezpiecznym kierunku. A miałem jakim, ponieważ Węgry mają do zaoferowania różnego rodzaju gulasze i to w ilościach wręcz oszałamiających 😉 Mój wybór padł na danie w dużej mierze złożone z papryki, ale to co wjechało na mój stół trochę mnie zaskoczyło. Oczywiście w ten pozytywny sposób bo po całodziennej wycieczce porcja jaka ukazała się moim oczom była olbrzymia.
W ogóle wszystkie dania jakie jedliśmy na miejscu były sporych rozmiarów. Nawet jak na mój wilczy apetyt. Chyba każdy będzie zaspokojony po takim posiłku. Zwróciło też moją uwagę to, że dość mocno te dania są solone. I to czuć. Nie wiem czy to ich kuchnia jest taka czy nie, ale dawało się to we znaki, gdy próbowaliśmy poszczególnych dań. Nie były one mocno przesolone, ale na pewno odczuwalnie.
Langosz to nie ryba
Pod tą nazwą wcale nie kryje się jakaś tam zwykła ryba. W sumie - w ogóle nie jest to ryba jeśli ktoś o tym pomyślał 😉 Wcale się też temu nie dziwię bo nazwa “Langosz” ewidentnie kojarzy się z jakimś przedstawicielem wodnej fauny. Jest to placek na bazie ziemniaków i mąki, smażony w głębokim tłuszczu. Podawany jest on zazwyczaj wysmarowany śmietaną i posypany żółtym serem. Prawdziwa bomba kaloryczna, ale jak człowiek już przejdzie się po tych wszystkich zabytkach to ma ochotę zjeść konia z kopytami 😉
I tak też było z nami 🙂 Na zdjęciu znajduje się (według kilku blogów podróżniczych) najlepszy Langosz w Budapeszcie 😉 Mnie niestety nie przypadł do gustu. Zjadłem go oczywiście ze smakiem itd. ale szału nie było. Byłem chyba do tego “placka” inaczej nastawiony i to nastawienie zderzające się z eksplozją (a raczej jej brakiem) smaku dało mi takie a nie inne odczucie. Może brak mi również odniesienia do samego smaku potrawy. Jadłem ją po raz pierwszy 😉 Jednakże warto go spróbować 🙂 Może to moje kubki smakowe płatają mi figle a Wam będzie on pasował 😉
Różane lody
Jak już było danie główne i mała (duża 😉 ) przekąska to warto zainteresować się deserem. Wiadomo - w ciepłe dni najlepsze są lody 🙂 A, że jesteśmy w Budapeszcie to nie muszą być to takie zwykłe lody. Bo te, na które my trafiliśmy to prawdziwa petarda 😉 I naprawdę warte odstania kilkunastu minut w kolejce 🙂 Odkryliśmy je wychodząc z bazyliki św. Stefana, obok której znajduje się (jak się później zorientowaliśmy) super rozpoznawalna lodziarnia serwująca różane lody. Znaczy zwykle lody układane na wafelku w formie róży 🙂 Zresztą zdjęcie oddaje o wiele więcej niż moje tysiąc słów.
Tutaj tak na szybko jeszcze zdjęcie kolejki po te smakołyki 😉 I ona jest tam taka cały czas 😉 Od momentu jak do niej stanęliśmy aż po wyjście i cykanie fotek z naszymi “różyczkami” kolejka nie zmalała. A lody - pycha 🙂 Wcale się nie dziwie, że ogonek wykręca się i zawija niczym wąż 😉
Ceny w Budapeszcie
Jakie są ceny w Budapeszcie? Szczerze mówiąc to wcale jakoś mocno nie odczuliśmy wydatków związanych z zakupami spożywczymi. Na pewno ich lokalna waluta jest dość myląca ponieważ nasze 50 złotych to po przeliczeniu (klik - kalkulator, z którego korzystam na wyjazdach) ponad 3700 forintów węgierskich 😉 Także można sobie tylko wyobrazić co dzieje się w ludzkiej głowie jak dostaje się rachunek z restauracji idący w takie liczby. Po prostu trzeba się przyzwyczaić i w pewnej chwili widok takich kwot przestaje już przerażać 🙂
Realnie
Co do cen w sklepach to niewiele się one różniły od tych jakie są u nas w kraju. Owszem pewne artykuły były droższe, ale za to inne tańsze i szczerze mówiąc jeśli chcielibyśmy o wiele dokładniej policzyć różnicę pomiędzy niektórymi produktami musielibyśmy o wiele mocniej polegać na takich normalnych zakupach, aby móc wyrobić sobie konkretne zdanie. My skupiliśmy się bardziej na spróbowaniu węgierskich smaków i jedliśmy po prostu na mieście. Ceny w restauracji - no cóż też do wysokich nie należały 😉 Może dlatego, że żywiliśmy się w takich zwykłych przybytkach 🙂 Nastawionych bardziej na lokalsów niż na turystów choć trafiły się też okazje zjedzenia w lepszych restauracjach 🙂
Jednak jeśli chciałby ktoś porównać sobie ceny produktów dostępnych w sklepach to najłatwiej wejść na stronę jednego z dostępnych w Budapeszcie dyskontów - klik. Nie przeraźcie się cenami 😉 Mówiłem, że idą w setki lub nawet tysiące. Po za tym na pewno są aktualne, więc nawet za jakiś czas nie będzie problemu z ich porównaniem 🙂
Jadąc do Budapesztu warto zabrać ze sobą nie tylko kartę wielowalutową lub Revoluta (link afiliacyjny), ale i odrobinę gotówki. Pomimo tego, że w większości miejsc płaciliśmy kartą to np. parkometry ich nie obsługiwały. Do tej pory nie wiemy czemu. Na szczęście byliśmy na to przygotowani i obyło się bez większych problemów. Na pewno warto się tego pilnować bo podobno węgierskie służby karają za brak bilecika.
Koszty wyjazdu
Jakie ponieśliśmy koszty związane z wyjazdem? Chyba najlepiej pokaże to poniższa tabela. Podaje kwoty przeliczone już na jedną parę 😉
Wydatki | Kwota | Notatka |
Zakwaterowanie | 310 zł | Za taką kwotę udało się znaleźć lokum z trzema pokojami oraz dwoma łazienkami + kuchnia |
Polisa ubezpieczeniowa na 4 dni | 45 zł | Tak na wszelki wypadek 😉 |
Winiety | 89,5 zł | Obowiązują na obszarze Słowacji i Węgier |
Paliwo | 200 zł | Łączny koszt paliwa do i z powrotem |
Zakup waluty | 90 zł | Odrobina gotówki na wydatki na miejscu 😉 - jest to około 6800 forintów węgierskich |
Zakupy spożywcze | 45 zł | Drobne zakupy w dyskoncie |
Wyżywienie | 375 zł | Koszt czterodniowego wyżywienia |
Komunikacja miejsca | 10 zł | Przejazd metrem - a co 😉 |
Łącznie: | 1164,5 zł | Łączna kwota wyjazdu |
Cały wyjazd pochłonął około 1165 złotych. Czy to dużo czy mało? Wraz z małżonką zakładaliśmy, że będzie więcej i też na o wiele wyższą kwotę byliśmy przygotowani. Owszem można było bez problemu ograniczyć pewne wydatki i zamiast np.: jeść w restauracjach czy barach gotować sobie w domu (była taka możliwość) lub znaleźć odrobinę inne lokum w innym standardzie. Najważniejsze jednak przed takim wyjazdem zawsze jest to, żeby przygotować sobie odpowiedni budżet na niego. Nam się to udało i nawet sporo zostało więc jesteśmy zadowoleni 🙂
Niechybny powrót
Mam nadzieję, że nie będzie to ostatni nasz wyjazd do Budapesztu 😉 W zasadzie jeszcze będąc na miejscu zaczęliśmy planować powrót bo zostało nam kilka atrakcji do zobaczenia. I poniekąd skorzystania 😉
Termy
Przede wszystkim podjęliśmy decyzje o zajrzeniu do budapesztańskich term 🙂 Sam budynek z zewnątrz wygląda rewelacyjnie. Wizualnie aż czuć przepych płynący z tego miejsca i taki lepszy czas kiedy był on budowany. W sumie jest to cały kompleks kilkunastu basenów termalnych praktycznie w centrum miasta. Czemu nie odwiedziliśmy ich teraz? Bo najzwyczajniej w świecie zabrakło nam czasu 😉 Przede wszystkim warto spędzić tam cały dzień. Ceny za poszczególne pakiety nie różnią się bardzo między sobą i najbardziej opłaca się skorzystać z całodniowej wejściówki.
Muzeum fliperów
Prywatnie liczyłem też na to, że uda nam się zajrzeć do muzeum flipperów 🙂 Owszem jest takie w Budapeszcie i to jedno z największych w Europie. Tutaj ponownie nie udało nam się wyegzekwować wystarczającej ilości czasu, aby na spokojnie pozwiedzać wszystko i zajrzeć jeszcze na co najmniej kilka godzin do tego muzeum. Cały fun polega na tym, że płacąc jednorazową wejściówkę można swobodnie korzystać ze wszystkich eksponatów 🙂 Marzenie każdego nerda bez dwóch zdań.
Kościół Macieja
Trzecim takim miejscem, przy którym nawet byliśmy jest kościół Macieja. Niestety zawiedliśmy się dość mocno bo niestety, ale nie można było wejść do środka. Podobno prezentuje się niesamowicie a my co najwyżej mogliśmy pocałować klamkę będąc obok. Jak nie tym razem to na pewno następnym musi nam się udać go zwiedzić.
Mam nadzieje, że udało mi się w Was zaszczepić pomysł na wyjazd od Budapesztu 🙂 Według mnie jest to niesamowite miasto, które pomimo kilku wad jest piękne samo
w sobie 🙂
Pozdrawiam.
Linki do powiązanych artykułów
- City Break, czyli jak zaplanować tani weekendowy wyjazd
- Historia pierwszych oszczędności
- Jak zaplanować tanie wakacje?
- 10 sposobów na tanią majówkę
- Odszkodowanie za opóźniony lot - jak je uzyskać
- Kilka dni na wyspach zjednoczonego królestwa
- Efekt Latte – czyli jak oszczędzać na drobnych wydatkach
- Jak zostać prawdziwym łowcą promocji?
- Budżet domowy – gdzie i dokąd płyną Twoje pieniądze
Cześć! Mam na imię Jakub, ale wolę jak się mówi do mnie Kuba. Na co dzień pracuje na etacie (niezwiązanym z tematyką bloga), ale za to w nocy, gdy nikt nie patrzy - walczę ze złymi nawykami finansowymi oraz zmęczeniem, bo kto ma małe dziecko, ten wie, jakie to stawia przed nim wyzwania 😉 Dzięki temu nietypowemu hobby (mowa o finansach oczywiście 😉 ) zostałem bohaterem w naszym domu. Zresztą jak wiadomo - nie każdy heros musi nosić pelerynę 😉 Czytaj dalej
Mogą Cię zainteresować
Zostaw komentarz Cancel Comment
Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.
Komentarze
Oszczędna Polka
3 lipca 2019 at 18:43
A ja z ciekawości spytam o cenę różanych lodów :)) co prawda nie jem słodyczy, ale te lody wyglądają przecudnie :))
Jakub Skrobacz
4 lipca 2019 at 09:11
Ceny zaczynają się od 500 forintów węgierskich za 2 smaki a kończą się na 700 za 4 🙂 Na dzień dzisiejszy to jakieś 6,50 i 9,20 PLN 🙂 Także niezbyt wygórowana cena jeśli mam być szczery – wydawać by się mogło, że będą zdecydowanie droższe patrząc po lokalizacji i ogromne kolejki 🙂
Co do jedzenia słodyczy – jeśli zmienisz zdanie to polecam, są po prostu pyszne 🙂
Oszczędna Polka
6 lipca 2019 at 06:14
Dzięki 😀 będę pamiętać :))
Jakub Skrobacz
6 lipca 2019 at 06:59
Żaden kłopot 🙂
Marlena
4 czerwca 2019 at 21:14
Z przyjemnością przeczytałam i obejrzałam zdjęcia ♥ Budapeszt to jedno z moich jeszcze nie spełnionych marzeń. Ale jak będę się wybierać to na pewno zajrzę tu ponownie!
Jakub Skrobacz
5 czerwca 2019 at 20:07
Gorąco polecam 🙂 Na prawdę warto przyjechać i dać się porwać temu miastu 🙂 Chyba każdy w nim znajdzie coś dla siebie a i na pewno spędzi miło czas.